Zawsze jest dobry czas na piosenkę o śmierci. To doświadczenie, bądź co bądź, nieuchronne, uniwersalne, chociaż paradoksalnie, przez nikogo nieprzeżyte. Dla jednych jeszcze, dla innych już, jako że nie słyszałem o przypadku, żeby komuś udało się przeżyć własną śmierć.
Pani Silvia Pérez Cruz dobrze czuje się w różnych gatunkach muzycznych, chociaż kojarzona jest głównie z jazzem i flamenco. Dzisiaj na warsztat, zdecydowanie bardziej flamenco niż jazzowy, bierze wiersz Mañana, którego autorką jest pani Ana María Moix. Obie panie związane są z Barceloną, chociaż w przypadku pani Any właściwsze jest użycie czasu przeszłego, jako że zmarło jej się w 2014 r. Z gotowym epitafium własnego autorstwa, z czego leniuszki z mediów, na ile zdążyłem się zorientować, skwapliwie skorzystały.
Nam słowo mañana kojarzy się z pewną filozofią życia, prawdziwą czy wyobrażoną, polegającą głównie na leżeniu w hamaku i wiecznym przekładaniu wszystkiego na jutro. Ale jutro niejedno ma imię. Pamiętajmy o tym już dziś, choćbyśmy byli tak pełni życia jak pani Silvia.