La muchacha de las tierras lejanas

Meksykański pieśniarz Juan Cirerol sprawia na mnie wrażenie takiej mocno błazeńskiej (i oczywiście, hiszpańskojęzycznej) odpowiedzi na Boba Dylana. Gatunek, który uprawia, bez wątpienia wpisuje się w tradycję muzyki folk. Pełna dezynwoltury maniera śpiewania to jako żywo pastisz Dylana, a bardzo prosta piosenka o dziewczynie z odległych stron (La muchacha de las tierras lejanas), której sobie zaraz posłuchamy, nawet tytułem nawiązuje do dylanowskiej Girl From The North Country.

Dobry błazen to oczywiście taki, który pajacując i bawiąc swojego króla, potrafi znienacka uderzyć w strunę poważną, zmuszając do refleksji. Dzisiaj królem jest publiczność i niech ona osądzi pana Juana. Byle nie za surowo.

la-muchacha-de-las-tierras-lejanas

Esa chica – tamta dziewczyna

Ucho Van Gogha kojarzy się jednoznacznie z geniuszem graniczącym z szaleństwem, albo i przekraczaniem tej granicy. Członkowie hiszpańskiego, a dokładniej, pochodzącego z Kraju Basków zespołu La Oreja de Van Gogh, choć też uzdolnieni, ucho do muzyki mają na szczęście na właściwym miejscu. Mieliśmy już okazję wysłuchać radosnej lekcji geografii w ich wykonaniu, teraz przyszedł czas na nieco bardziej refleksyjną piosenkę pt.: Esa chica, czyli Tamta dziewczyna. Kim jest tamta dziewczyna? Nie powiem – nie chcę psuć suspensu.

esa-chica

Четырнадцать минут до старта

To piosenka z czasów, kiedy wszyscy byli pewni że my w naszych czasach będziemy podróżować na Wenus czy Marsa łatwiej niż Wysocki do Odessy.

Mnie urzeka teledysk poświęcony przede wszystkim Gagarinowi. Ale poza nim, czego tu nie ma? Są stroskane spojrzenia starszego pokolenia. Prężni młodzieńcy w mundurach, Lenin wiecznie żywy i dzieci w wieku pionierskim z zainteresowaniami wprost z żurnala „Юный Техник”.

A autor tekstu słusznie nam przypomina, że jak już będziemy tak swobodnie podróżować po tych dalekich planetach, to nigdy nie powinniśmy zapomnieć o naszej kolebce – Ziemi, która zawsze będzie na nas czekała z otwartymi ramionami…

четырнадцать-минут-до-старта

Quiero escribir una canción czyli rozmyślania na balkonie

Diego Ojedę znamy już z wyśpiewanej w bibliotece (tudzież księgarni) piosenki Cómo te digo. Teraz poetę śpiewającego wspiera poeta recytujący, niejaki Carlos Salem. W ogólnym zarysie tematyka jest pokrewna, najogólniej rzecz biorąc tematy damsko-męskie. Tym razem mamy wgląd w męskie rozważania z perspektywy papierosa po. Quiero escribir una canción znaczy „chcę napisać piosenkę” i wskazuje na pewną autotematyczność utworu. Cóż, kiedyś poeci opiewali tragiczne piękno umęczonej ojczyzny, szarpanej górskimi wichrami bohaterskiej limby, wyrażali ból istnienia, albo przeciwnie – afirmację życia mimo przeciwności, szarpani namiętnościami, wadzili się z Bogiem, cierpiąc za miliony, a teraz w zasadzie tylko o jednym. O tempora, o mores!

quiero-escribir-una-cancion

Cómo te digo czyli poezja śpiewana w bibliotece

Diego Ojeda wygląda na człowieka pełnego sprzeczności: z aparycji na poły drwal, na poły hip-hopowiec, z maniery scenicznej taki jakby poeta awangardowy. Widać, że celebruje każde słowo, zresztą nieprzypadkowo pewnie występ ma miejsce,  jak się wydaje, w bibliotece. A w dodatku po zaprezentowaniu piosenki pt.: Cómo te digo (czyli „Jako rzekę ci ja”, ewentualnie „Jak już mówiłem”) Don Diego w tzw. gratisie dorzuca recytację swojego wiersza, noszącego, jak mi się udało ustalić w odrębnym śledztwie, tytuł El error.

A o czym ta piosenka? A o czym ten wiersz? Jak sam autor zapowiada na początku – o miłości niemożliwej.

como-te-digo